Majówka to dla większości czas laby i beztroski. Przez wiele lat był to w polityce okres ogórkowy – nic się nie działo, bo odpoczywali wszyscy. Pierwszomajowe pochody to dla większości prehistoria, a Konstytucja 3 maja była dla nas, Polaków, przez wiele dekad jedynie suchym faktem historycznym.
Ale od kilka lat obie te daty nabierają nowego sensu i mają zupełnie inny ciężar gatunkowy, niż jeszcze 20 lat temu. 1 maja to teraz przede wszystkim rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, a 3 maja stało się świętem obywateli – legalistów, dla których konstytucja jest po to, aby jej przestrzegać, a państwo jest wartością samą w sobie i trzeba o nie dbać.
I tak z okresu ogórkowego i prawie wakacyjnego stała się ta nasza majówka czasem ożywionej debaty o państwie, o nas i o naszej przyszłości. A czas mamy szczególny, bo rządzą nami eurosceptycy, którzy UE nie lubią („wyimaginowana wspólnota”, jak powiedział A. Duda), nie odnajdują się we wspólnotowej polityce (słynne 27:1 dla Tuska i dla Europy) i traktują ją czysto przedmiotowo, jak dojną krowę (akcja – ewakuacja nieudolnych polityków PiS do europarlamentu, obietnice wyborcze Kaczyńskiego dla rolników finansowane z unijnego budżetu).
Ale trzeba przyznać, że Kaczyński i jego partia są przynajmniej spójni w polityce europejskiej i wewnętrznej, bo na obu podwórkach liczą się dla nich głownie przywileje i szmal (w skrócie PiS… przypadek?)
Obecnie rządzący raz do roku, właśnie w rocznicę 1 maja deklarują swoją sympatię dla UE, ale jadą po niej, jak po łysej kobyle przez wszystkie pozostałe dni. Wszystko, co służy pisowskiemu interesowi partyjnemu, wszystko, co pozwoli im utrzymać się na powierzchni krajowej polityki warte jest podpalenia. Dlatego pomimo rekordowego poparcia społecznego Polaków dla Unii Europejskiej rozniecają tę iskrę resentymentu i nienawiści do Unii, przyprawiając jej na siłę gębę socjalizmu, homoseksualizmu i ogólnego rozpasania.
Reklama
Recommendations dostarczone przez plista
Aż by się chciało powiedzieć „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”. Nie leży naszym rządzącym ta rocznica, bo muszą się uśmiechać i opowiadać miłe rzeczy o czymś, czego organicznie nie znoszą. Biedny ten nasz prezydent, bo codziennie okłamuje Polaków, a 1 maja musiał też okłamać siebie. W tym smutnym krajobrazie najbardziej pocieszające jest to, że Polacy nie dają się na to nabrać i w większości dużo lepiej czują się w Unii Europejskiej, niż nasza wierchuszka władzy.
Jeszcze większą żabę muszą nasi rządzący z PiSu przełknąć dwa dni później, w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. No bo o czym jest to święto? To upamiętnienie światłych polityków, którzy w obliczu zagrożenia państwa podjęli ryzyko i trud jego reformy i uchwalili dokument, który był absolutnie nowatorski w swoich założeniach i był pierwszym tego typu dokumentem w Europie. Można śmiało powiedzieć, że zapisy Konstytucji 3 maja o wiele dekad wyprzedziły europejską rzeczywistość. A co mamy teraz?
Rząd niezbyt rozgarniętych populistów, którzy dbają wyłącznie o swój interes partyjny, najbardziej trzęsą się o sondażowe słupki poparcia, a ich horyzont myślenia o państwie wybiega maksymalnie do kolejnych wyborów? Mamy rządy oparte na szkodliwych romantycznych mitach, na resentymentach rodem z XIX i XX wieku. I jako kwiatek do kożucha można dorzucić bajki o elektrycznych samochodach i innowacyjnych hubach. I jeszcze ta nieszczęsna konstytucja z 1997 roku, którą tyle razy złamali. Dla nich to takie święto, jak dla abstynenta Sylwester – przykra konieczność do odbębnienia.
Słusznie podsumował to Donald Tusk, że nie może być tak, że władza raz do roku obchodzi święto konstytucji, a na co dzień konstytucję obchodzi. Po prostu sen wariata. Tylko czy my, Polacy, chcemy ten sen śnić razem z nimi?