Polska w środku zimy, ale atmosfera u nas gorąca. Wszystko to za sprawą rządu, ale trudno tu mówić o grzaniu się w jego blasku czy o ocieplaniu wizerunku. Mamy tu raczej do czynienia z mniej lub bardziej celowym podpalaniem kraju i zaognianiem kluczowych społecznych kwestii.
Rządowe „ciepło” ma kilka źródeł: węgiel, którym mamy się grzać i truć jeszcze przez dekady czy prąd i jego szalejące ceny, o których do dziś nie wiadomo komu wzrosną, komu spadną.
Jakby tego wszystkiego było mało, to rząd zajął się też innym rodzajem ciepła, a mianowicie ciepłem domowego ogniska.
Nie od dziś wiadomo, że dla tego rządu rodzina to rzecz święta. Dlatego też postanowili o nią zadbać w sposób szczególny i próbowali przepchnąć projekt ustawy o przeciwdziałaniu przemocy, w którym jednorazowe pobicie nie jest uznawane za przemoc domową. Takiego potworka legislacyjnego popełniła minister Rafalska, której resort po to właśnie jest, aby walczyć ze społecznymi patologiami, w tym z przemocą domową, która jest powszechnym i palącym problemem.
No i znaleźli sposób – uznajmy, że przemoc to nie przemoc i po sprawie. Idąc tym tropem przypominam Pani Minister genialny sposób na wyeliminowanie głodu i bezrobocia w Polsce: niech głodni zjedzą bezrobotnych i mamy kolejny sukces. Zastanawiam się co siedzi w głowach tych, którzy napisali ten projekt ustawy. Czy są to może ofiary przemocy domowej i cierpią na syndrom sztokholmski? Czy może są sprawcami tej przemocy i myślą, że raz to nie grzech? No i co to znaczy raz? Raz na rok, czy raz dziennie?
Jakby tego było mało to projekt zakładał też zniesienie dotychczasowej procedury zakładania „Niebieskiej Karty”. Do tej pory była ona zakładana z urzędu, ale z nową ustawą można by ją założyć tylko na wniosek ofiary. Gdyby doszło to do skutku, to oznaczałoby drastyczne ograniczenie form pomocy ofiarom przemocy domowej.
Kolejnym idiotyzmem tego projektu było radykalne ograniczenie roli organizacji pozarządowych w przeciwdziałaniu przemocy domowej. Czyli de facto wyłączenie najważniejszych i najbardziej zaangażowanych w ten temat podmiotów. Dlaczego? Bo trudno rządowi wszystkie takie organizacje skontrolować i sobie podporządkować. A przecież NGOsy dają radę właśnie tam, gdzie państwo wymięka.
Ten gniot minister Rafalskiej wywołał powszechne oburzenie i dopiero pod ostrym naciskiem opinii publicznej premier bajkopisarz zapowiedział cofnięcie projektu ustawy do ministerstwa polityki społecznej celem wprowadzenia niezbędnych poprawek.
Oznacza to, że albo kłamie, że nie wiedział co jest w tym projekcie (a wiemy, że potrafi), albo jest tak kiepskim szefem, że nie wie, co robią jego podwładni (o co również można go podejrzewać). Nie wiadomo, które wytłumaczenie jest lepsze, ale chyba żadne.
Mam niestety takie podejrzenie, że ani głupota, ani niewiedza, tylko intencjonalne zło rządzących objawiło się w projekcie ustawy o przemocy domowej. Przecież to kolejny objaw szowinizmu i mizoginizmu tworzących obóz władzy niespełnionych mężczyzn i zależnych od nich kobiet. Niech nas nie zmyli mdłe tłumaczenie premiera o tym, jaka to przemoc domowa jest straszna. Przypomnijmy ich działania z ostatnich trzech lat: zamach na „kompromis” aborcyjny, ograniczenie dostępności do antykoncepcji awaryjnej, ignorowanie konwencji antyprzemocowej, karuzela fatalnych kandydatów na Rzecznika Praw Dziecka (finalnie wybrano chyba najgorszego z możliwych), demontaż instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich, obcinanie dotacji dla organizacji pozarządowych walczących z przemocą domową.
Czy ktoś jeszcze wierzy Premierowi Morawieckiemu w cokolwiek, co on mówi?
Myślę, że nazywanie go Pinokiem jest krzywdzące… dla Pinokia.