O filmie „Smoleńsk” Antoniego Krauzego napisano już prawie wszystko. Od dawna żaden film nie rozgrzał tak bardzo emocji polityków, krytyków, dziennikarzy i widzów. Bynajmniej nie z powodu walorów artystycznych, których ten film nie ma i mieć nie musi
„Smoleńsk” nie zachwyca ani grą aktorską, ani dobrym scenariuszem, ani efektami specjalnymi. „Smoleńsk” ma jeszcze bardziej zintegrować już zintegrowanych, jeszcze bardziej przekonać już przekonanych. To film kierowany nie do szerokiego grona odbiorców, tylko do wyznawców teorii o zamachu na samolot z Parą Prezydencką. Tak, z Parą Prezydencką, bo o innych ofiarach katastrofy przekazy są mgliste i jedynie lekko zamarkowane.
Mnie osobiście zaintrygowało w tym filmie coś innego – przedstawienie roli dziennikarzy w pierwszych dniach po katastrofie, jak i później. Sporą część środowiska dziennikarskiego przedstawiono jako stado hien żerujących na narodowej tragedii, jako wyzutych z ludzkich uczuć i odruchów, zblazowanych cyników, którzy służą interesom wybranych partii politycznych. Ba, nawet główną bohaterkę w pierwszej części tego filmu można zaliczyć to tego niecnego „dziennikarskiego mainstreamu”. Dlaczego ich tak przedstawiono? Bo wobec braku jakichkolwiek dowodów na zamach podważali tę hipotezę. Cóż, według Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza brak dowodów to wystarczający dowód na zamach. I ten tok rozumowania zdaje się, że przyświeca także sztandarowemu projektowi ministra obrony narodowej, podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej. Ot, taka logika paranoika.
Wracając do dziennikarzy w „Smoleńsku” warto się zastanowić co reżyser i główny mocodawca tego filmu chcieli nam przekazać. Otóż przez ostatnie dwadzieścia parę lat przekaz medialny był zmanipulowany i wymierzony przeciw prawdziwym interesom Polski, przeciw polskiemu duchowi narodowemu i przeciw tradycji. Promował wartości lewicowe (a nawet lewackie), kosmopolityczne, antychrześcijańskie i był jednym z najważniejszych narzędzi wynaradawiania. Ale teraz MY Wam pokażemy „prawdziwą prawdę”, MY tworzymy wiarygodne media narodowe, które służą prawdzie i interesom Narodu, bo przecież to jedno i to samo. Tę metamorfozę ma uosabiać główna postać, grana przez Beatę Fido. Jednakże ani scenariusz, ani umiejętności warsztatowe aktorki nie pozwoliły na wiarygodne przedstawienie jej przemiany ze „złego” w „dobrego” dziennikarza. Nie ma tu ani Gustawa, ani Konrada. Wyszły z tego straszne „dziady”.
Ten wątek filmu doskonale wpisuje się w jedną z kluczowych tez Jarosława Kaczyńskiego i PiSu o Polsce – o istnieniu medialnego przemysłu pogardy. W jego skład wchodziła większość mediów, które funkcjonowały od 1989 roku, w tym Gazeta Wyborcza, TVN, a nawet Telewizja Publiczna pod kontrolą lewicy i Platformy Obywatelskiej. W przemyśle pogardy był każdy, kto nie wierzył w zamach, nie lubił PiSu i potrafił wypunktować jego błędy i słabości. To kolejne stygmatyzujące i mityczne określenie w słowniku Kaczyńskiego. A przecież są też inne: republika kolesi, układ, komuniści i złodzieje, gorszy sort etc. Powstaje zatem pytanie, jak nazwać działalność Gazety Polskiej, wSieci, Do Rzeczy i wielu innych mediów prawicowych? Jeżeli wcześniej był przemysł pogardy to z czym do czynienia mamy dziś?
To truizm, ale wart podkreślenia – dziennikarze są różni, bo są ludźmi z krwi i kości. Ze wszystkimi ludzkimi wadami i zaletami, szlachetnością i podłością. Ludzie mediów informacyjnych w obecnych czasach w coraz mniejszym stopniu są postrzegani jako obiektywni obserwatorzy, a coraz bardziej jako publicyści uwikłani we własne światopoglądy i interesy polityczne różnych partii. I tak, jak obecna władza podzieliła zwykłych ludzi, tak podzieliła też na wrogie obozy dziennikarzy. Tu i teraz toczy się walka o dziennikarski etos, o szacunek do tego zawodu i o jego postrzeganie w przyszłości, o rolę, jaką dziennikarze będą pełnić w państwie. Jeśli dziennikarze o ten etos nie zawalczą i pozwolą polityce na jego zawłaszczenie to coś ważnego straci każdy z nich: i bracia Karnowscy i Jarosław Kurski. Politycy na swoją kiepską reputację wśród ludzi długo i mocno pracowali. Nie idźcie tą drogą!